Sport
w moim życiu pojawił się od momentu kiedy zaczęłam chodzić, a chyba nawet w
brzuchu Mamy, bo podobno nadzwyczajnie mocno kopałam. Od 4 roku życia chodziłam
z Tatą do naszej siłowni w piwnicy, gdzie uczyłam się robić przewroty,
przysiady, skłony i obserwowałam jego ćwiczenia. Na jednym z takich „treningów”
dostałam propozycję pójścia na pokaz sztuk walki jednego z białostockich klubów
karate, lecz musiałam poczekać, aż będę w odpowiednim wieku. We wrześniu 2005
roku nadszedł długo oczekiwany przeze mnie dzień – poszłam oglądać występ
karateków. Jedyne co pamiętam z tego dnia to tylko to, kiedy po 5 minutach
przyglądania się powiedziałam „Bardzo mi się podoba! Chce na to chodzić!
Pojedziemy teraz do McDonalda?”. Skoro mi – małej „córuni tatunia” spodobało
się, to co robili, Tata musiał spełnić moją prośbę i zapisać mnie na zajęcia.
Wtedy pojawił się pewien kluczowy problem. Na treningi karate mogły uczęszczać
tylko te dzieci, które do września ukończyły 6 lat, a ja urodziłam się w
październiku 1999 roku. Jednak po prośbach i zapewnieniach, że jestem grzecznym
maluchem zostałam „małym karateką” Białostockiego Klubu Oyama Karate i tak
zostało do dziś. Mimo tylu lat ćwiczeń nadal nazywa się mnie „Maluch” czy „Mały
sportowiec”, dlaczego? Mianowicie dlatego, że jestem najmniejsza z całej grupy,
ponieważ mam 156 cm wzrostu. Nie oznacza to jednak, że mam mniej siły czy
jestem mniej wytrwała niż osoby, które są „wielkie”. Warto wspomnieć, że z
grupy dzieci, które rozpoczynały ze mną treningi, a
liczyła ona 36 osób zostałam tylko ja i moje dwie Koleżanki.
12.2005-mój pierwszy egzamin, zdawałam na10 KYU; dziewczynka obrócona twarzą do obiektywu to ja |
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz